Znów człapię zygzakiem przez rynek omijając rozstawionych jak pionki w chińczyku wolontariuszy Greenpeace. Omijam klubowych naganiaczy, dla których przeszkodą nie jest nawet mój zmęczony domową przestrzenią dres, w którym akurat zdecydowałem się złożyć wizytę w piekarni po drugiej stronie rynku. Czasem zastanawiam się czy to nie ja popełniam błąd odmawiając darmowego drinka w klubowych podziemiach. Do stracenia miałbym dokładnie jeden dwudziestozłotowy banknot, do zyskania całą noc dionizyjskich atrakcji.
Odbijam się po przekątnych jak piłeczka w Arkanoid unikając miejskich żywiołów. Wielkim łukiem obchodzę śliskie plamy mydlin zostawione przez bańkarzy zbierających na wyjazd z tego kraju, z drugiej strony jak ognia unikam wszelkich tancerzy nazbyt pewnie wymachujących płonącymi kijami. Jeśli nie potknę się o przewróconą hulajnogę i nie wpadnę pod koła czteroosobowej rodziny jadącej gęsiego na elektrycznych monocyklach, docieram w końcu do celu. Tam konfrontuję się jeszcze z mimem, który pocierając kciukiem o palce sugeruje, że jestem mu winien jakieś pieniądze. Kiedy odchodzę, wykrzywia twarz w wielkim niezadowoleniu.
Wracam znów w okolice pręgierza – miejsca, w którym zaczynają się (albo i nie) wszystkie pierwsze randki. Wieczorami można zobaczyć tu jeszcze chłostanych nieobecnością partnerek młodych mężczyzn ściskających nerwowo czerwone róże, wystawionych na publiczne poniżenie za – jak się wydaje – niedostatki urody lub charakteru. W dobie stałego dostępu do sieci brak informacji o odwołaniu spotkania boli zapewne dużo bardziej niż rzemień na plecach.
Ucieczka z ulicznego kotła kończy się przy Krawieckiej w okolicach Żabki, gdzie w letnie wieczory część chodnika zamienia się w literacki dywan oferując najróżniejsze książki począwszy od ilustrowanych przewodników po Internecie, a skończywszy na pojedynczych perełkach Parandowskiego, Kopalińskiego czy Krawczuka.
I tak małymi sensacjami żyje sobie z dnia na dzień wrocławska agora, a w niej ja, który – niby miastem zduszony – nie mogę bez niej oddychać.
W moim mieście większość randek zaczyna się pod pomnikiem astronoma, koło teatru, ewentualnie przy zegarze koło Empiku… przynajmniej kiedyś tak było, bo teraz na pierwszych randkach już się nie znam 😜
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A ja czasem lubię popatrzeć na tych zestresowanych młodzieńców. Mijają epoki, a pewnie rzeczy pozostają takie same.
PolubieniePolubienie
Tak, ta niepewność.. nawet po uprzednich obliczeniach nad zgodnością najnowocześniejszych technologii… nigdy nie zniknie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Haha, myślisz, że teraz pary dobiera głównie algorytm?😁 Był taki odcinek „Czarnego lustra”, okropna rzecz 😱
PolubieniePolubienie
Teraz to jeszcze nie (chyba 😜) ale za jakiś czas to kto wie…
Mojego Męża i mnie algorytm na pewno by nie połączył 🤣
PolubieniePolubione przez 1 osoba